Nie widujemy dziś na szyldach sklepów z odzieżą słowa GOTOWE. Jest oczywiste, że wszelkie ubiory w handlu są (w założeniu) gotowe. Poddaliśmy się. Nie dopasowujemy już materii do siebie, nie upinamy jej na sobie, ale dostosowujemy się do bieżącej oferty wbijając się w modne, nie zawsze wygodne, lepiej lub gorzej leżące ubrania gotowe. Znosimy ich nieanatomiczne kroje i sezonowe deformacje sylwetki zwane modą.
Dwudziestolecie międzywojenne, to jeszcze czas równowagi między „kształtuję” a „jakoś się dopasuję”, między „od krawca” a „ze sklepu”. Przy bramach kamienic tyle samo szyldów krawców pracujących w podwórkach, co napisów UBIORY GOTOWE od frontu. Wśród krawców: wojskowi, męscy, damscy i …dziecinni (dziś ten przymiotnik przesunął się ku innemu polu znaczeń), a przy ulicy Królewskiej pracownia ubiorów księżych Pawła Dudka. Świat wąskich krawieckich specjalizacji w dookolnym mikrokosmosie pracowni modniarskich, pracowni futer i gorsetów, warsztatów czapniczych i dziesiątków małych galanterii, gdzie czekają chustki, rękawiczki i koszule, a osobno kołnierzyki i mankiety do nich. W ten stary ład wciskają się sklepy ubrań gotowych z sukniami na wieszakach i płaszczami na manekinach. Wschodzi świt świata konfekcji gotowej. Gotowe do wdziania są też trykoty. W tle toczy się też bowiem ofensywa fabrycznie produkowanych dzianin.
Jak to się nosiło? Ubranie albo leży, albo niestety odstaje. Niżej przykłady spasowania z odzieniem i jego braku. Ci którzy urodzili się w kapeluszach i ci, którzy dopiero co je wdziali. Ludzie od zawsze „u siebie” i z niedawnego awansu. Luz i napięcie w twarzach, łagodny spływ wierzchnich szat i grube szwy sztywnych materii budujących toporne sylwetki. Na wielu zdjęciach grupowych łatwo rozpoznamy ofiary ubrań gotowych.
Inne rodzaje tkanin, pokryć i skór: baj, cajg, jucht, kort, podszewianka. Inne podziały asortymentu między sklepy: manufaktura, towary bławatne, trykoty, galanteria i przybory krawieckie, a na końcu pochodu plandeki, wańtuch i powrozy. Świat jeszcze w dużej mierze organiczny. „Materiały przewodnie epoki” istnieją w dwudziestoleciu w najlepsze nie bacząc na granice stosowania pojęć archeologii.
Byłby dziś niejaki kłopot z nabyciem barchanu – ciepłej kosmatej bawełnianej materii na zimową bieliznę. Kobieta ma być wiotka, powabna i nie szkodzi, że zmarznięta. Archiwum pozwala – nie metaforycznie lecz wprost – zbadać miąższość i fakturę dawnych materii, które odeszły, jak stare gatunki jabłoni, wymarłe, bo nieopłacalne. W próbkach tkanin zachowanych w aktach lubelskiej ochronki i załączonych do ofert krawców składanych urzędom, możemy dotknąć płócien ręcznikowych. Choć fabrycznie tkane, mają ciekawe odcienie i sploty. Jest tam szorstka materia na sienniki, gęsto tkana na pościelowe wsypy i drukowane kretony na sukienki z zapomnianą grą barw i geometrią wzorów.
Tkaniny to również element przeszłych obyczajów. Kupony, zwłaszcza wśród kobiet, jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku były popularnym prezentem. Z kuponem chodziło się do krawcowej. Dziś już tylko po „gotowe”. Gotowe to szkoła uległości wobec proponowanego. Dyskretne odkształcanie smaku, powolne tępienie zdolności rozróżniania i wyboru. Możesz się zestawić, ale nie uformować. Lego dla dorosłych. Płaszcz, który cię nosi.
Autorka tekstu: Ewa Zielińska
BIBLIOGRAFIA
E. Zielińska, Fotografie dawnego Lublina z akt Inspekcji Budowlanej, wyd. 2, Lublin 2021.