Na początku było marzenie. Marzenie o pięknym i wyjątkowym jeziorze w okolicach Lublina, gdzie wśród różnorodnych drzew gnieździłyby się dzikie ptaki, a mieszkańcy odpoczywający od hałasu miasta wygrzewaliby się na piaszczystych plażach i zajadali rosnącymi na stoku morelami. Po takim odpoczynku udaliby się do pobliskiego amfiteatru posłuchać muzyki i potańczyć na parkiecie dla stu par. Takie było pragnienie profesora Kazimierza Bryńskiego z Katedry Geografii Fizycznej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Tym marzeniem zaraził mieszkańców Lublina. To oni nie pozwolili zapomnieć o wyśnionym zalewie i pomogli doprowadzić sprawę do końca. Oficjalne otwarcie nastąpiło 16 lipca 1974 roku i było wielkim wydarzeniem w dziejach miasta.
W lubelskim archiwum państwowym znajduje się bladoróżowa teczka z podpisem: „Projekt prof. K Bryńskiego budowy jeziora w dolinie rzeki Bystrzycy – Zemborzyce 1956 r.”. Teczka zawiera wizjonerski plan dotyczący zagospodarowania doliny Bystrzycy. W swoich założeniach profesor zwracał uwagę, że dla zdrowia społeczeństwa trzeba stworzyć minimum podstawowych warunków życiowych. Wśród tych warunków wymienia działanie wody i słońca na organizm człowieka oraz ochronę przed hałasem. Taką właśnie oazą spokoju i wypoczynku miał być zalew w Zemborzycach. Dlatego Bryński podkreślał jego wybitnie dodatni wpływ na zdrowie psychiczne jak i fizyczne obywateli. Jezioro miało rozwiązać nawet problem „szkodnictwa społecznego”. Zajęta sportami wodnymi młodzież, zdaniem profesora porzuciłaby chuligańskie nawyki i wróciła na łono społeczeństwa. Bryński argumentował: „By otrzymać poważne rezultaty musi się zastosować i poważne środki. […] Tu chodzi o poruszenie do głębi istoty ludzkiej. […] o wprowadzenie jakby w nastrój olśnienia […] z balsamicznym powietrzem szerokich przestrzeni leśnych,, z gubiącą się w oddali taflą wody, pełną kolorytu i migotliwych blasków wzbudzającą tęsknotę za czymś odległym, innym, lepszym”.
Inną ważną funkcją zalewu, o której myślał Bryński, było zabezpieczenie Lublina przed powodziami. Kolejnym dobrodziejstwem miało być zaopatrzenie w wodę lubelskiego przemysłu i budowa turbin wodnych do napędu elektrowni oraz młyna wodnego. Korzyści płynęłyby również z rybołówstwa.
Profesor bardzo starannie wybrał miejsce na nowy zbiornik wodny, a wszystko zostało zaplanowane z daleko idącą precyzją. W projekcie z 1956 roku przewidziano długą kwiecistą aleję, która miała ciągnąć się od centrum Lublina do Zemborzyc. Nasłonecznione stoki nad naszym zalewem miały się zamienić w rajski ogród, gdzie rosłyby plantacje ciepłolubnych drzew i krzewów, planowano zasadzić morele, brzoskwinie, orzechy włoskie oraz winorośl.
Kolejnym śmiałym pomysłem było stworzenie w sąsiedztwie Zalewu przystanku kolejowego „Zemborzyce Jezioro”. Poza tym miały powstać m.in. baseniki do wylęgu ryb, warsztaty szkutniczo-naprawcze, basen kryty wioślarski, Schronisko PTTK, restauracja, kawiarnia, bar mleczny, altany dla publiczności, muszla koncertowa, parkiet do tańca dla stu par, a nawet rezerwat przyrodniczy.
W 1962 roku władze ponownie pochyliły się nad sprawą budowy zalewu i zatwierdziły projekt inwestycyjny. W tym samym roku wykonano część zapory czołowej – ziemnej. Na podstawie ustawy z 1958 roku wywłaszczono właścicieli nieruchomości i wykupiono 65 hektarów ziemi. W prace przy budowie zostało włączone społeczeństwo. By zmniejszyć koszty inwestycji postanowiono realizować ją w ramach czynów społecznych. Na „dobrowolne” roboty zakłady zwoziły swoich pracowników, którzy bez wynagrodzenia wykonywali ciężką pracę przy kopaniu zalewu. Ponadto, pracownicy prawie wszystkich przedsiębiorstw z terenu miasta zobowiązali się do dobrowolnych wpłat na rzecz budowy.
Cała społeczność Lublina wyczekiwała na wybudowanie nowego akwenu. Przyłączyła się do niej redaktorka „Sztandaru Ludu”, która w tekście z 1973 roku „Nad Zalew Zemborzycki WYCIECZKA W PRZYSZŁOŚĆ” snuje fantazje o tym, jak będzie on wyglądał w następnych latach:
„Przyjmijmy jednak, że jest rok, powiedzmy 1980, że kłopoty natury inwestycyjnej są już daleko w tyle […] Nie mamy już trudności z dotarciem do Zemborzyc [..] Wiodą doń drogi o dobrej nawierzchni […] czekają na kierowców obszerne parkingi. Ba! Nawet stacja obsługi i motel. Dwa ośrodki wypoczynkowe […] Na brzegu wrotkowskim w odpowiednim oddaleniu od plaży przyciąga uwagę pięknie wkomponowany w teren amfiteatr mieszczący dwa tysiące osób z odpowiednim zapleczem i estradą. Tu koncentruje się życie kulturalne, tu odbywają się festyny, wyświetlane są filmy na wolnym powietrzu”.
Co jednak zobaczyłaby wspomniana autorka, gdyby przeniosła się w czasie do roku 2018? Co zostało z marzenia profesora Bryńskiego? Nie ma amfiteatru, nie ma parkietu, na którym sto par mogłoby wirować w tańcu, a sam zbiornik nawiedza co roku sinicowy zakwit wód, znacznie ograniczając jego funkcje rekreacyjne. Istnieje wiele przyczyn takiego stanu rzeczy: eutrofizacja, proces zamulania zbiornika przez Bystrzycę, czy płytki charakter akwenu. Jest też wiele pomysłów jak rozwiązać tę “hydrozagadkę” i przywrócić zalew mieszkańcom. Koszty rewitalizacji Zalewu Zemborzyckiego szacuje się na około dziewięćdziesiąt milionów złotych. Mimo, że nie wszystkie pomysły prof. Bryńskiego udało się wprowadzić w życie, to zalew nadal pełni ważną funkcję wypoczynkową dla mieszkańców Lublina, którzy chętnie nad nim spacerują latem i zimą. Korzystają oni także ze ścieżki rowerowej opasującej akwen i uprawiają przeróżne sporty wodne. Ponadto, powstał tu pierwszy w Lublinie park wodny „Słoneczny Wrotków”, który posiada pięć basenów, trzy zjeżdżalnie i plac zabaw dla dzieci.
Uroczym akcentem i ciekawostką turystyczną jest również powstała na jednej z posesji makieta parowozu. Skonstruował ją mieszkający nad zalewem pan Albin, emerytowany pracownik kolei, który w swoim zawodzie przepracował blisko 40 lat. Model powstał z sentymentu do kolejarstwa i chęci zrobienia czegoś dla społeczeństwa. Posesję odwiedzają turyści i wycieczki szkolne, a pan Albin chętnie opowiada o swojej kolejce i o tym jak budowano zalew: „Dawniej były tu łąki, na których opalali się ludzie. Pamiętam jak do budowy zbiornika zwożono tu więźniów, pracowano nawet w niedziele”, wspomina konstruktor.
Anna Góra