W materiałach dostępnych na stronie Lubelskiego Archiwum Cyfrowego, w dziale afiszy dotyczących wydarzeń sportowych, znajdują się anonse dotyczące wyścigów i innych imprez związanych z hippiką. Dziś po sportach końskich w Lublinie niewiele już zostało – każdy zna chyba tylko Lubelski Klub Jeździecki, z którego można rekreacyjnie wybrać się na konną wycieczkę i powdychać tak kochany przez wielu zapach stajni. Miłym urozmaiceniem krajobrazu są dla spacerowiczów, rowerzystów i rolkarzy poruszających się nadbystrzyckim bulwarem pasące się tu i ówdzie, pełne spokoju i dostojeństwa konie.
Ten obecnie sielski krajobraz zupełnie nie odzwierciedla tego, co działo się na błoniach LKJ-u przed wojną. Były one bowiem siedliskiem najsilniejszych emocji i gorących namiętności, które od zawsze budziły w pasjonatach wyścigi konne. Tak opisuje je w swojej książce „Haiti” Marcin Wroński: Konie wyszły na kolejną prostą i trybuny wstały.(…) Chociaż przed godziną nad Lublinem przeszła ulewa, tor był już prawie suchy. Lornetki błyskały w słońcu. Konie szły sportowo, z rozsądkiem, nie na zarżnięcie faworyta i zwycięstwo fuksa. Na zakręcie jeźdźcy zwolnili, lornetki kibiców skierowały się w końskie zady…
W 1860 roku w ówczesnej wsi Bronowice odbyły się pierwsze na Lubelszczyźnie wyścigi konne. Dopiero w 1899 zaczęły się jednak odbywać regularne imprezy hippiczne, które zlokalizowano w dzisiejszej dzielnicy Dziesiąta, co doskonale tłumaczy na przykład nazwę ulicy Wyścigowa. Aż do 1914 roku odbywały się tu regularne gonitwy zorganizowane w sezony, które przyciągały tłumy kibiców nie tylko z Lublina i okolic.
Po zakończeniu Pierwszej Wojny Światowej oraz odzyskaniu przez Polskę niepodległości postanowiono wrócić do tradycji wyścigów konnych. Wybór miejsca początkowo padł na Elizówkę, jednak w 1924 roku tor przeniesiono na teren przytulicy Bychawskiej. Podobnie jak przed wojną, w sportach hippicznych prym wiedli głównie mundurowi – wojskowi i policjanci, którzy już z racji zawodu mieli wpojoną miłość do koni oraz swobodę jazdy w siodle. Z wojskiem jako największym odbiorcą silnie powiązane było również środowisko ziemian – hodowców koni, których na Lubelszczyźnie nie brakowało. Można zatem powiedzieć, że to głównie wojskowi wiedli prym w kontynuacji tradycji lubelskich wyścigów, podobnie jak i w życiu publicznym miasta.
Ciąg dalszy już za tydzień.
Łucja Frejlich-Strug
Fotografia ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego