Banałem jest twierdzić, że gdyby nie dwie wielkie wojny, historia Lublina potoczyłaby się zupełnie inaczej. Faktem jest jednak, iż przed wybuchem I Wojny Światowej nasze miasto było na dobrej drodze do stania się potęgą gospodarczą. Wyroby przemysłowe z Lubelszczyzny cieszyły się sukcesami na wystawach w Polsce i za granicą, a mieszkańcy z dumą sięgali po regionalne produkty. Z lubelskiego cukru, mąki z młyna Krauzego i drożdży od Wrzodaka robiło się niedzielne ciasto, które można było popić specjałami z Gorzelni i Rektyfikacji Czarnieckiego lub bawarskim piwem od Vettera. W słód tego ostatniego zaopatrywały się zakłady przemysłowe i firmy usługowe w całym kraju. Aparaturę gorzelnianą i kotły kupowano od Plagego i Laśkiewicza, natomiast wagi od Hessa i Księżyckiego. Rolnicy używali maszyn i narzędzi wyprodukowanych w fabryce Moritza i Wolskiego, a domy kryto eternitem od braci Rylskich.
Każdy z tych zakładów i fabryk ma swoją historię złotych lat i w końcu upadku, jednak losy żadnego nie są tak dramatyczne i pełne nieprawdopodobnych zwrotów akcji, jak opowieść o fabryce Plagego i Laśkiewicza. Wszystko zaczęło się jeszcze w 1860 roku, kiedy to lubelski protestant Albert Plage założył przy ulicy Bernardyńskiej warsztat metalowy zajmujący się produkcją rondli, miedzianych wanien i kotłów dla gorzelni. Trochę ponad 30 lat później warsztat miał już miano Fabryki Wyrobów Miedzianych Alberta Plagego i zamiast 4 zatrudniał 50 osób. W 1897 roku Albert Plage wycofał się z biznesu sprzedając fabrykę swojemu synowi Emilowi, który okazał się prężnym przedsiębiorcą, na co wskazuje między innymi fakt, iż dwa lata później fabryka zatrudniała już 90 osób. Młody Plage kupił fabrykę z myślą o jej rozbudowie, do czego potrzebna mu była nowa lokalizacja. Po pierwsze, ciasna zabudowa centrum miasta nie spełniała wymogów pod względem powierzchni, a poza tym wielka fabryka potrzebowała pewnego transportu, który w dobie dróg gruntowych i grząskich ulic gwarantowała tylko kolej. Wybór padł ostatecznie na tereny przy dzisiejszej ulicy Wrońskiej, pomiędzy dawnym folwarkiem Bronowice a majątkiem Majdanu Tatarskiego, tuż przy linii kolejowej biegnącej z Warszawy do Kowla. Na planie Lublina sporządzonym przez Witolda Cholewińskiego w 1912 roku wspomniane tereny zostały opisane jako Fabryka Laśkiewicza. Cały plan można obejrzeć tutaj. Nazwa fabryki pochodziła od nazwiska Teofila Laśkiewicza, z którym Emil Plage wszedł we współpracę w 1899 roku. Dzięki tym wszystkim zmianom Zakłady mechaniczne E. Plage i T. Laśkiewicz w Lublinie prężnie się rozwijały. Produkowały oprzyrządowanie dla przemysłu, głównie spożywczego. Ich produkty zostały nagrodzone złotym medalem w trakcie wystawy rolniczo-przemysłowej, która odbyła się w 1901 roku w Lublinie. Młodym przedsiębiorcom to jednak nie wystarczyło, stąd stale poszerzająca się działalność firmy, która w 1909 roku zaopatrywała w elementy metalowe także cementownie, a nawet stocznie. W tym samym roku w wieku 41 lat zmarł Emil Plage, co spowodowało zawirowania w strukturze własnościowej fabryki. Ostatecznie wszystkie udziały wykupili Teofil Laśkiewicz i Kazimierz Arciszewski, fabrykant z Łodzi. Nazwisko Plage pozostało jedynie w nazwie firmy. Zakład do wybuchu I Wojny Światowej produkował głównie kotły okrętowe, kadłuby statków i zbiorniki na naftę dla kolei żelaznych.
W 1915 roku wojska rosyjskie wycofując się z Lublina zrabowały większość mogących się przydać elementów miedzianych, co przysporzyło fabryce ogromnych strat. Zatrudnienie kilkukrotnie zmalało, jednak firma poradziła sobie z kryzysem zaopatrując wojsko w naczynia metalowe i kuchnie polowe. Po wojnie dla fabryki otworzyły się nowe możliwości i, głównie za sprawą działań Arciszewskiego, zakład otrzymał od wojska zlecenie na produkcję trzystu sztuk samolotów Ansaldo A-1 „Balila” oraz Ansaldo A-300 na włoskiej licencji. Początek tego wielkiego przedsięwzięcia miał się stać również początkiem kłopotów firmy, która do tej pory bez problemu wychodziła z wszelkich tarapatów. Produkcję samolotów w Lublinie prześladował bowiem niewyobrażalny pech. Spośród 110 maszyn wypuszczonych przez fabrykę, aż 18 uległo wypadkom, przy czym tylko jedna z awarii nastąpiła z winy fabryki, a reszta spowodowana była wadą włoskiego projektu silnika. W lubelskich „latających trumnach”, jak je ochrzczono, śmierć ponieśli między innymi as lotnictwa Adam Haber-Włyński oraz chorąży J. Ryba i sierżant W. Górski. Być może dobre imię i rentowność fabryki uratowałby inżynier Jerzy Rudnicki, który z pasją i profesjonalizmem zaprojektował serię tak zwanych „lubelskich erek”, czyli samolotów R-VIII, R-IX i R-XIII, jednak w wyniku cofnięcia przez Dowództwo Lotnicze zamówienia na produkcję samolotów, Fabryka Plagego i Laśkiewicza była zmuszona ogłosić upadłość. W wyniku upaństwowienia odrodziła się w postaci Lubelskiej Wytwórni Samolotów, ale to już zupełnie nowy rozdział.
Dziś o historii tego brawurowego przedsięwzięcia, jakim było przekształcenie małego zakładu rzemieślniczego w fabrykę produkującą samoloty i kadłuby statków morskich, przypominają jedynie zachowane hangary u zbiegu ulic Wrońskiej i Męczenników Majdanka, a także nazwy ulic Lotnicza oraz Plagego i Laśkiewicza.
Spragnionym bardziej szczegółowych informacji polecamy:
- Lubelskie Archiwum Cyfrowe – lac.lublin.pl
- lubelskie gazety codzienne z lat 1860–1920
- Mariusz Wojciech Majewski “Przemysł lotniczy w Lublinie 1919–1939”, ZP Wydawnictwo, 2009
Łucja Frejlich-Strug